Patrząc na obecną sytuację w Polsce pod kątem posiadania dzieci mam pewne wątpliwości, czy warto w ogóle je posiadać. Niby mówi się tu o polityce prorodzinnej, ale coś tu mi nie gra.
Zacznijmy od lekarza przed porodem. Najpierw trzeba uciułać na niego, potem okazuje się, że trzeba jeszcze dopłacić za znieczulenie podczas porodu. Powód? Brak funduszy na to. To gdzie przez ten czas był nasz fundusz zdrowia?
Następny etap to urlop macierzyński. 20 tygodni w przeliczeniu na ok. 5 miesięcy to zdecydowanie za mało, aby wykarmić dziecko piersią. Czy ludzie chcą, aby w przyszłości na emerytów pracowali ludzie chorzy bądź z wrodzonymi wadami? Tak być nie powinno!
Kontynuując dalsze etapy w życiu mamy żłobki i przedszkola. Nie dziwię się, że jest bardzo mało miejsc. Gdyby miasta nie oszczędzały na nich i nie zamykały dotychczasowych placówek, to nie byłoby z tym nigdy problemu. Teraz to nawet łatwiej jest dostać się na studia.
Tutaj zaczyna się prawdziwa szkoła życia – gimnazjum. Zasada jest taka – im więcej dzieci posiadasz, w tym większych jesteś opałach. Problem dotyczy zarówno gimnazjów publicznych, jak i niepublicznych. Jeśli nie da się zrobić zadymy w szkole, to akcja przenosi się do sieci. Trolling, nękania, itp. Sam osobiście widziałem incydent na Naszej Klasie.
Inne problemy, które nas czekają, to likwidacja ulg podatkowych, śmieszny zasiłek becikowy, ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, w której rodzic nawet za drobną rzecz może stracić swoje dziecko.
Jeszcze trochę i rodzicom będą odbierane dzieci za to, że są za mało inteligentne, albo zbyt troskliwe. I gdzie tu polityka prorodzinna? Jak dla mnie to niech ją sobie wsadzą w …